Wszechobecne uczucie, które miałem podczas słuchania płyty Andrew Ambient & Dark Side z albumu Synth Dark Mirrors, było nieskończoną czarną pustką, nad którą unosi się ambient, dźwięki i fragmenty fortepianu. Wrażenia słuchowe wytwarzane przez album są pustką, pustką i przerażeniem. To nie jest album do pływania w słońcu z góry na dół, ale jest wciągający i interesujący w zupełnie inny sposób.
Jedną z bardziej skutecznych części tej EP jest konstrukcja dźwięku. Połączenie dźwięków otoczenia, elektronicznych dronów i bezcielesnego pianina otwiera mroczne i dziwne krajobrazy dźwięku. Byłem szczególnie poruszony poczuciem ogromnych przestrzeni, które tu powstały. Jakkolwiek to zrobili, producentom udało się wytworzyć to uczucie w niezwykle skuteczny sposób.
To nie jest nagranie melodyczne. Dark Mirrors to dla mnie wyłącznie rodzaj obrazów i wrażeń, które może wygenerować. Gra na sposoby, w jakie ambientowe fragmenty muzyki oddziałują z ziewającą pustką, nad którą siedzą, a strzępy fortepianu wchodzące i wychodzące jedynie wydają się podkreślać ciężką miazmę, w jakiej znajduje się album.
Ponieważ jest to EP, postanowiłem skomentować wszystkie utwory. Czuję też, że w tym przypadku każda ścieżka przepływa na drugą i wszystkie pasują do siebie, tworząc kompletny pakiet. Nie można tak naprawdę rozdzielić jednego utworu od drugiego. Tworzą raczej solidną całość.
Pierwszy utwór „Dark Mirrors” rozpoczyna się powoli rozchodzącymi się falami na przestronnym tle tego utworu, gdy unosi się szum syntezatora, grając jedną nutę, gdy tło oscyluje za nim. Wszystkie elementy dźwiękowe puchną, dopóki nie zdominują ich ponure, puste uczucie. W grę wchodzą nieco cieplejsze, bardziej dryfujące dźwięki syntezatora, ale w tle nadal trwa żałosny dron. To otaczający krajobraz dźwiękowy, który dotyka krawędzi czegoś ogromnego i potencjalnie przerażającego, czającego się tuż za nim.
„Voices From a Dark Universe” zaczyna się dronem elektroniki i szumem otoczenia, z którego wyłania się powtarzalna linia fortepianu. Syntezatory tego utworu mają dla nich pewną chóralną jakość. Na fortepianie odtwarzane są przesuwające się arpeggia, utrzymane jest tutaj poczucie niemożliwych pustek czarnej przestrzeni. Ścieżka nie budzi strachu, ponieważ stwarza wrażenie czegoś pełzającego, rosnącego i wyciągającego ku nam głodne wąsy. Powstaje tutaj uczucie dyskomfortu.
Utwór zatytułowany „Ghosts in the Attic” sprawia wrażenie grobowych głosów wydobywających się z gardeł, które nie powinny już być w stanie wydobywać dźwięku. „Głosy” mają dla nich tę grobową jakość. Wspomniane „poddasze” muszą mieć proporcje cyklopowe, ponieważ wyczuwalne jest tutaj poczucie przerażająco dużych ilości czarnej przestrzeni. Z tej ciemności głodne duchy wydają się szeptać. Poczucie delikatnej zagłady przenika cały tor.
„Ominous Halloween” to rzeczywiście dość złowieszczy utwór. Dźwięki syntezatora wydają się odbijać echem w pustkę, zanim jaśniejszy dźwięk syntezatora wejdzie do walki. Po raz kolejny całą ścieżkę ogarnia ziewające poczucie przestrzeni. Seria pływających arpeggio fortepianowych ostatecznie przekształca się w delikatną melodię, która migocze nad pustką. Fortepian jest zabarwiony melancholijnym smutkiem i nutą bólu. Utwór rośnie, gdy fortepian tańczy ponad ciężarem, na którym się opiera.
Atmosferyczne albumy zawsze stanowią dla mnie wyzwanie, jeśli chodzi o pisanie recenzji. Jestem osobą, która pragnie melodii, więc jej brak sprawił, że było mi trochę ciężko. Doszedłem jednak do wniosku, że w Dark Mirrors najważniejszy jest sposób, w jaki mnie poczuł. Zdecydowanie uderzyły mnie fale ciemności rozchodzące się po martwej przestrzeni na tym albumie. Jeśli chodzi o wywoływanie wrażenia poruszających się w ciemnościach, myślę, że Andrew Ambient i Dark Side of Synth udało się stworzyć miniaturowy horror dla uszu.