Marcel Lecker to muzyk z Edmonton, Alberta, który ma przydomek Battlemoose. Tworzy ambientową muzykę elektroniczną, na którą wpływ mają postępowi muzycy elektroniczni z lat 80. i 90. Jego wpływy to Edgar Froese, Vangelis i Future Sound of London. Tworzy pejzaże dźwiękowe, które łączą próbki środowiska z elektronicznymi dźwiękami i przyjmuje post-rockowe podejście do odwoływania się i oddawania hołdu artystom, których szanuje. Rozmawiałem z nim o tym, gdzie zrodziła się jego miłość do muzyki, jego proces twórczy i jego przyszłość jako muzyka.
Wywiad z Marcelem Leckerem
Karl Magi: Porozmawiaj o korzeniach twojej pasji do muzyki.
Marcel Lecker: Prawdopodobnie moim pierwszym instrumentem był rejestrator, który dostałem od przyjaciela rodziny, gdy byłem dzieckiem. Podjąłem się tego bardzo szybko i bardzo mi się podobało. W końcu w szkole podstawowej przez rok próbowałem gry na skrzypcach i nie byłem tym zbytnio podekscytowany. Zacząłem grać na klarnecie. Miałem dużo kontaktu z muzyką Dixieland, ponieważ mój ojciec lubił jazz i Dixieland. To on namówił mnie, abym poszedł z klarnetem. Trzymałem się tego prosto do końca liceum. W tym czasie zacząłem także grać na saksofonach altowych i tenorowych, flecie, basie elektrycznym i bawić się efektami taśmy szpulowej.
Byłem w czymkolwiek, co nawet przypominało zespół lub orkiestrę w liceum. Chodziłem do szkoły z internatem przez ostatnie kilka lat liceum, ponieważ styl rock and rolla wpływał raczej na moje oceny. Byłem częścią czteroczęściowego zespołu kameralnego, który bardzo mi się podobał. Byłem także częścią zespołu scenicznego i orkiestry. Jeśli miało to coś wspólnego z muzyką, byłem w to zamieszany.
Pod koniec liceum musiałem podjąć decyzję o szkole lub muzyce. Zdecydowałem się na szkołę i odkładałem muzykę na prawie 30 lat. Mam 53 lata, ale kiedy skończyłem 50 lat, dostałem mnóstwo gotówki od grona bliskich i kiedy pomyślałem o tym, czego żałuję, że nie zrobiłem, zdałem sobie sprawę, że muszę wrócić do muzyki.
Mam ogromną kolekcję muzyki. Zawsze interesowałem się progresem z lat 70. i 80. i muzyką elektroniczną. Mieszkałem w Victorii w latach 90. i wtedy zacząłem grzebać w scenie elektroniki. Dostałem się do Future Sound of London i The Orb. Ta muzyka zmieniła dla mnie stronę, więc chciałem stworzyć taką muzykę. Interesują mnie ambientowe rzeczy, takie jak Tangerine Dream, a także ambientowe aspekty tego, co robili The Orb i Future Sound of London.
KM: Skąd się wzięła nazwa Battlemoose?
ML: To było zestawienie czegoś słodkiego i głupiego z czymś skupionym i wojennym. Zajmowałem się sztukami walki (aikido) przez 10 lat, co stanowiło podstawę walki nazwy. Pomyślałem o tej nazwie około 10-15 lat temu i powiedziałem sobie: „Jeśli kiedykolwiek będę miał zespół, tak to nazywam”. To także ukłon w stronę mojej młodszej osoby.
KM: Jakie elementy, pomysły i tematy chcesz odkryć w swojej muzyce?
ML: Naprawdę podoba mi się cały ruch związany z muzyką postrockową, w której wszystko jest pochodną i wszystko jest trochę miszmaszem. Kiedy robię różne rzeczy, otwarcie odwołuję się do ludzi takich jak Vangelis i Tangerine Dream. Moja muzyka będzie grała i nagle zabrzmi jak Vangelis. Spróbuję to wydobyć, a także postaram się nieco go zmienić, czyniąc go bardziej nowoczesnym lub robiąc z nim coś innego.
Inną rzeczą, którą lubię, są pejzaże dźwiękowe. Lubię brać fragmenty z konwersacji lub dźwięków mechanicznych i włączać je do muzyki, aby dodawało to nastroju. Kiedy zacząłem to robić, to naprawdę wstrząsnęło moim światem. To było jak „Wow! To jest fajne." Kula zawsze robiła zwariowane małe referencje telewizyjne i filmowe, które naprawdę doceniałem.
KM: Jak przebiega proces tworzenia nowej muzyki?
ML: Zwykle zaczyna się od tego, co nazywam ziarnem. Ziarno może być trochę zgryzem, z którym chcę pracować, lub kilkoma dźwiękami, które naprawdę dobrze ze sobą współpracują. Zwykle dzieje się tak, że zacznę budować na tym ziarnie. Do niedawna robiłem utwór miesiąc. Początkową fazą byłaby ciekawość i eksploracja. W drugim tygodniu miesiąca mam coś i zaczynam to zaciskać. Ostatnim razem zwracałbym uwagę na poziomy i inne szczegóły.
Ostatnio dostałem nowy sprzęt i nową wersję Abletona, więc wszystko jest w powietrzu. Cieszę się trochę przerwą, ale powrócę do tego dość szybko, gdy mój nowy system będzie działał.
KM: Jak myślisz, gdzie ambient electronica pasuje do szerszego świata muzyki współczesnej?
ML: Myślę, że jednym z miejsc, w których można zobaczyć naprawdę fajne rzeczy, jest film. Przychodzi mi na myśl wynik The Revenant . Dokonali tego Ryuichi Sakamoto i Alva Noto. Myślę, że ścieżka dźwiękowa jest oszałamiającym dziełem. Właśnie tam widzę, że ta muzyka pasuje. Powiedziałbym, że to raczej wyjątek niż reguła, że ludzie faktycznie siedzą i słuchają muzyki ambient. Zwykle robisz coś innego w tym samym czasie. To, co przykuło mnie do muzyki elektronicznej, kiedy byłem w szkole w późnych latach 80., to to, że była dość powtarzalna i nie zawierała słów. To było idealne do pisania prac semestralnych. Łączenie zdań pomaga, gdy nie ma słów, które mogłyby cię rozproszyć.
KM: Jakie są twoje obecne i przyszłe plany jako muzyka?
ML: Właśnie wydałem swoją pierwszą EPkę opartą na etykietach w grudniu o nazwie Stasis and Still przez brytyjską wytwórnię. Niedawno współpracowałem z kolesiem z Mediolanu we Włoszech i szukamy wytwórni, która by go nosiła. Mam też kolejną współpracę i przygotowujemy się do rozpoczęcia. Obecnie wygląda na coś w stylu dark ambient, ale nigdy nie wiadomo, dokąd to pójdzie, kiedy zaczniesz.
W przyszłym roku mam nadzieję, że uda mi się zebrać album z nowymi materiałami i jeden lub dwa z moich starszych utworów. Idealnie, chciałbym to zrobić poprzez wytwórnię, ale mogę to również zrobić sam. Chciałbym zobaczyć, jak wygląda sprawa z etykietą. Patrzę też na limitowaną liczbę płyt CD i winylowych. Chciałbym też zająć się pracą nad ścieżką dźwiękową, ale jak dotąd jest to duża nieznana. W międzyczasie będę dalej robić to, co robię i zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi.
KM: Jak ładujesz swoje kreatywne baterie?
ML: Przez długi czas interesowałem się analogową fotografią przyrody. Jednym z autorów fotografii, którym naprawdę się podobałem, był Freeman Patterson. Napisał książkę zatytułowaną Fotografia i sztuka widzenia. Miał wiele ćwiczeń, aby zobaczyć, że mam zastosowanie do słuchania otaczającego mnie świata. Jak już wspomniałem, naprawdę lubię gryźć dźwięki i fragmenty dźwięków otoczenia, o których wspomina ten proces.
Podróżowanie ładuje mnie i sprawia, że naprawdę słucham otaczającego mnie świata powieści. Lubię ruchliwe miejsca z dużą ilością ludzi. Lubię tworzyć połączenie z ludźmi z moją muzyką albo z dźwiękiem ich, albo dźwiękiem ich maszyn. Uwielbiam też słuchać ton muzyki, zwłaszcza gdy cieszę się z innej miłości, jaką jest gotowanie.