Queensrÿche— Werdykt
Century Media Records, 2019
10 utworów / czas pracy: 44:18
Jesteśmy teraz trzema albumami z czasów Todda LaTorre'a z Queensrÿche (lub „Queensrÿche 2.0”, jeśli wolisz), a od pierwszego obrotu The Verdict w 2019 roku jasne jest, że zespół weteranów wciąż zyskuje na sile. Debiut LaTorre z QR (album zatytułowany w 2013 r.) Wskazywał na duży potencjał ligowy nowego składu, ale płyta została ostatecznie utrudniona przez stłumione, tanie brzmienie produkcji. Na szczęście kontynuacja 2015 roku Condition Human całkowicie rozwaliła swojego poprzednika, a potężny wokal LaTorre prowadził zespół, który brzmiał bardziej rozpalony niż przez lata. Werdykt rozpoczyna się od miejsca, w którym zakończył się Warunek Człowieka, i choć nie do końca przewyższa ten album, zdecydowanie jest równy. Nieźle jak na grupę facetów, którzy mieli upaść na twarz po zwolnieniu wokalisty, autora tekstów i (rzekomego) tyranicznego władcy, Geoffa Tate, w 2012 roku.
Oczywiście, zawsze będą naysayersi, którzy będą narzekać, że nie jest to „naprawdę” Rÿche bez Tate, ale ich głosy stają się coraz mniejsze z każdym kolejnym wydaniem Queensrÿche. Twarzą w twarz, prawdziwi wierzący - w mieście jest nowy szeryf!
„Blood of the Levant”
Album ..
Queensrÿche sprowadza się tylko do dwóch swoich oryginalnych członków The Verdict - gitarzysty Michaela Wiltona i basisty Eddiego Jacksona. Założyciel perkusisty Scott Rockenfield od czasu urodzenia syna na początku 2017 roku pozostaje w dobrowolnej przerwie. Były perkusista Kamelot, Casey Grillo, zastępuje Scotta, gdy zespół jedzie w trasę koncertową, a perkusista podczas sesji nagraniowych Verdict był niczym innym jak Todd Sam LaTorre, który okazuje się być doświadczonym skinsmanem, a także niezwykle utalentowanym wokalistą. Szczerze mówiąc, jeśli fakt, że Todd także bębnił na tym albumie, nie zyskał tyle prasy, mógłbym nawet nie zauważyć, że za zestawem stoi inny gracz. Szalony szacunek dla pana LaTorre, metalowego człowieka z epoki renesansu!
Werdykt został wyprodukowany przez Chrisa „Zeussa” Harrisa, który również pracował nad Condition Human, i nadaje nowemu materiałowi odpowiednio zgrabny, ale także mocny i chrupiący dźwięk. Nowa płyta rozpoczyna się ładnym epickim utworem „Blood of the Levant”, twardym i szybkim metalowym krojem, który powinien pobudzić gitarę powietrzną fanów i podnieść poziom pulsu. Dla tych, którzy zastanawiają się, co to jest „Levant”, mój dobry przyjaciel, dr Wik. E. Pedia mówi mi, że odnosi się do dużej części starożytnej wschodniej części Morza Śródziemnego, regionu, który ma znaczenie w historii zarówno islamu, jak i chrześcijaństwa. Wszystko, co mogę powiedzieć, to „Ummm, dobrze, jeśli tak mówisz”.
Następny jest szybki „Man and Machine”, a zespół gitarowy Michaela Wiltona i Parkera Lundgrena załamuje się, gdy LaTorre płacze za wszystko, co jest wart. „Light Years” i „Inside Out” odbijają się w przyjemnie ciężkim, ale melodyjnym tempie, a następnie „Propaganda Fashion” ponownie uderza metalem w pedał z najbardziej agresywnym riffem i bębnieniem na albumie.
Mroczna, ostra „Dark Reverie” nie brzmiałaby nie na miejscu w spokojniejszych momentach ery Operation: Mindcrime i zawiera kolejny spektakl zatrzymujący wokalne wykonanie LaTorre. „Bent” i „Inner Unrest” to para średnich, prostych rockerów, którzy mogą nie wyskoczyć na słuchacza, ale utrzymują wysoki poziom energii, prowadząc do strzelistego, dziwnie zatytułowanego „Launder the Conscience” (jest trochę świetnego niszczenia gitary) na tym) przed zamknięciem płyty nastrojową, w średnim tempie prog-balladą „Portret”, wydarzeniem przypominającym powrót do epoki uświęconej Ziemi Obiecanej . Muzycznie ta piosenka ma trochę Rushowy klimat (w każdym razie dla moich uszu), a wokal Todda w dziwny sposób przekazuje swojemu poprzednikowi Geoffowi Tate'owi bardziej w tej piosence niż gdziekolwiek indziej na albumie, szczególnie podczas refrenów. To bardzo miłe połączenie eksperymentalnej przeszłości zespołu i jego ostrzejszej teraźniejszości, i kończy album z satysfakcjonującą nutą.
„Man The Machine”
Podsumowując
Prawdopodobnie nie mogę powiedzieć nic więcej, co przekonałoby tłum „No Tate, no Queensrÿche”, ale dla moich pieniędzy The Verdict to cholernie solidny wysiłek, który wciąż pojawia się w mojej rotacji gry kilka miesięcy po wydaniu i nadal rośnie na mnie z każdym słuchaniem. Jestem fanem Queensrÿche od 1984 roku i cieszy mnie, że te stare faworytki wciąż brzmią tak młodzieńczo i żywotnie po tylu latach. Mój werdykt brzmi „kup album!”